poniedziałek, 9 kwietnia 2012

[16] Sekundy , minuty , godziny , dni , tygodnie…


                Obudziłam się w niewielkim pomieszczeniu. Wszędzie było ciemno. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do mroku zauważyłam kilka szczegółów. Mój wzrok przykuły duże stalowe drzwi z małym okienkiem ,znajdujące się naprzeciw niewielkiego łóżka na którym leżałam. Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Podciągnęłam nogi pod brodę i je objęłam rękoma.
Nagle usłyszałam kroki. Poruszyłam się niespokojnie i zaczęłam nasłuchiwać. Zza drzwi dochodziły mnie szmery. Swój wzrok skupiłam na drzwiach które powoli zaczęły się otwierać.
-Kim jesteście ?- Wysyczałam patrząc na dwie postacie odcinające się na jasnym korytarzu. Do pokoju wpadły blade promienie światła. Zmrużyłam oczy.
-Myśleliśmy ,że obudzisz się dopiero jutro.- Usłyszałam męski głos.- Witaj w naszej klinice Elizabeth.- W ciszy patrzyłam na pomieszczenie za nimi.- Teraz siostra Melissa poda ci lek nasenny bez którego nie będziesz mogła zasnąć.
Jedna z postaci zaczęła się do mnie zbliżać.
-Zostaw mnie !- Krzyknęłam gdy dotknęła mojej ręki.
-Doktorze ?- Zapytała odwracając się do mężczyzny stojącego koło drzwi.
-Elizabeth jeżeli nie pozwolisz Melissie wykonywać swojej pracy to będziemy musieli to zrobić siłą.- Powiedział stanowczo ale łagodnie. Nieufnie spojrzałam na stojącą obok mnie pielęgniarkę.
-Nie bój się… Chce ci tylko pomóc.- Dodała kobieta miłym głosem. Po chwili obraz zaczął mi się rozmazywać a ostatnie co widziałam to zamykające się drzwi.

.
..
….
…..
……

Sekundy , minuty , godziny , dni , tygodnie…niczym się nie różniły. Każdego ranka do mojej sali przychodziła kobieta z metalową tacą na której znajdowały się dwa małe kubeczki (a w nich tabletki) oraz szklanka wody. Kładła ją na małym stoliku obok łóżka i wychodziła dokładnie zamykając za sobą drzwi. Zawsze powoli brałam leki które mi przynoszono. Łykałam wszystkie tabletki jedną po drugiej i popijałam wodą ze szklanki. Po jakimś czasie kobieta wracała i sprawdzała czy na pewno zażyłam wszystkie leki po czym wychodziła.
Dalszej części dnia nigdy nie pamiętałam bo albo ją przespałam albo byłam tak otumaniona ,że nic do mnie nie dochodziło.
Pewnego dnia wszystko się zmieniło…
Pielęgniarka jak zwykle weszła do sali z metalową tacą na której znajdowało się standardowe wyposażenie. Położyła ją na stoliku na leki po czym wyszła. Szybko sięgnęłam po plastikowe kubeczki. Wysypałam ich zawartość na rękę i spojrzałam na drzwi. Nadal zamknięte. Rozejrzałam się dookoła sprawdzając czy w pokoju nie ma żadnej kamery ale nic takiego nie znalazłam więc zdjęłam z tacy szklankę z wodą. Położyłam na stoliku wszystkie tabletki po czym je mocno zgniotłam metalową tacą. Następnie zebrałam cały proszek pozostały po lekach i rozrzuciłam go po pokoju. Usiadłam z powrotem na łóżko i napiłam się wody. Drzwi się otworzyły. Pielęgniarka miło się uśmiechnęła i wyszła. Jednak popełniła fatalny błąd…Nie domknęła drzwi.
Szłam jasnym korytarzem. Po mojej prawej i lewej stronie ciągnęły się rzędy grubych stalowych drzwi. Na końcu pomieszczenia zauważyłam wyjście. Szybko się tam skierowałam. Podbiegłam do okna i z błyskiem w oku patrzyłam na soczyście zieloną trawę. Moje serce zaczęło mocno bić. Musiałam stąd uciekać…Aron pewnie się o mnie martwił. Biegłam po schodach chcąc jak najszybciej znaleźć się blisko ukochanego. Gdy byłam już na parterze zauważyłam szklane drzwi. Wolność była praktycznie na wyciągnięcie ręki. Ignorując absolutnie wszystko rzuciłam się przed siebie pragnąc poczuć powiew wiatru na skórze.
-Proszę pani…Nie może pani wyjść bez opiekuna. Z kim pani przyszła ?- Słyszałam zdenerwowany głos za sobą.- Proszę natychmiast wrócić !- Krzyczała gdy szklane drzwi się już za mną zamykały. Zaczęłam biegać po trawie i wrzeszczeć ,że mnie tu przetrzymują. Już po chwili ktoś trzymał mnie za ręce. Próbowałam się wyrywać ale to nie pomagało. Krzyczałam ile miałam sił w płucach. Po chwili obraz znowu zaczął się rozmazywać a ja czułam ,że spadam…
.
..
….
…..
……

Ogarnęłam wzrokiem pokój...Nic się nie zmieniło. Składał się on ze ścian pomalowanych na biało , łóżka na którym obecnie siedziałam i szafki nocnej na leki. Przede mną znajdowały się drzwi ze stali z małym okienkiem. Podciągnęłam nogi pod brodę i objęłam je ramionami. Zaczęłam się delikatnie kołysać, to zawsze mnie uspokajało. Przez Nią straciłam wszystko…nikt mi nie wierzył a dookoła brano mnie za wariatkę. Zaczynałam nowe życie…poszłam na wymarzone studia , mieszkałam z człowiekiem którego pokochałam z odwzajemnieniem i wtedy pojawiła się Ona.
-Nigdy się ode mnie nie uwolnisz…-Powiedziała złośliwie i się zaśmiała.
-Zamknij się !!!!- Zaczęłam krzyczeć. Ale ona zaczęła się śmiać głośniej. Zasłoniłam uszy dłońmi i zaczęłam krzyczeć próbując ją zagłuszyć. Wtedy do sali wbiegł doktor Simson i warknął na pielęgniarkę.
-Szybko ! Lek uspokajający !!

.
..
….
…..
……
…….
……..
………
……….
………..
…………




______
Od Jemi: Tak , wiem :) Rozdział jest strasznie chaotyczny i momentami może wydawać się bez sensu :D Ale właśnie o to chodziło :) Moim celem było pokazanie myśli i uczuć głównej bohaterki której strasznie namieszano w głowie. W tym rozdziale pozwalam wam wejść do dziwnego i zwariowanego umysłu Eli...:) Mam nadzieję ,że mimo wszystko to co tu napisałam wam przypadło do gustu i w pewien sposób podbiło wasze serca :D No dobra bo się rozpisałam :) Przed nami już tylko epilog :)

2 komentarze:

  1. Piękne! Nie mogę się po prostu... Oh... brak mi słów! No brak!
    Czekam na epilog z zapałem. Nie mogę się doczekać;) Ubóstwiam wszystko co piszesz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle czytałam ten rozdział z zapartym tchem. A przy końcu o mało się nie udusiłam, bo nie mogłam wypuścić z ulgą powietrza. Wow. Popisałaś się. Szkoda,że pozostał tylko epilog,no ale cóż.. Czekam ;*

    OdpowiedzUsuń

Dla ciebie to tylko kilka słów a dla mnie ogromne wsparcie :)