sobota, 24 marca 2012

[14] Powiedziałam ,że tak łatwo ci nie odpuszczę…


         Leżałam nieruchomo patrząc na walizki znajdujące się pod ścianą. Po rozmowie z Samem nadal byłam roztrzęsiona. Wiedziałam ,że to była zasadnicza część naszego planu. Musiałam się rozstać z Aronem dla jego bezpieczeństwa…ale nie umiałam. Nie potrafiłam tego zrobić. Nadal miałam nadzieję ,że Sam mi pomoże jednak dobrze wiedziałam ,iż utraciłam tą szanse w tym momencie gdy zatrzymałam pakującego się bruneta. Zaczęłam gorączkowo myśleć co robić gdy nagle usłyszałam cichy dziecięcy śpiew.
Od razu skostniałam…
-Rozpocznie się gra ,o nowy etap, o szlak nowej drogi. Nie zazna widoku dnia ,ten komu teraz podwiną się nogi…-Po pokoju rozniósł się niewinny śmiech. Do oczu cisnęły mi się łzy… miałam już tego wszystkiego dość. Moje serce okropnie waliło…
-Elizabeth…Stęskniłam się za tobą. Gdzie się ukrywasz siostrzyczko ?- Zapytała melodyjnym głosem. Słysząc zbliżające się kroki szybko spojrzałam na Arona. Spał spokojnie z lekkim uśmiechem na twarzy nie zdając sobie zupełnie z niczego sprawy.
-Elizabeth…Słyszałam dziś twoją rozmowę.- Zebrałam w sobie całą siłę woli aby odwrócić od ukochanego wzrok i powoli podnieść się do pozycji siedzącej. Była coraz bliżej. Nie mogłam jej pozwolić nic zrobić Aronowi , nie wybaczyłabym sobie tego. Powoli zaczęłam zsuwać z nóg kołdrę. Nagle usłyszałam tak głośne skrzypnięcie ,że z przerażeniem stwierdziłam ,iż za chwilę przekroczy próg sypialni. Szybko wstałam. W tej chwili stanęłam z nią twarzą w twarz.
-Słyszałam ,że znowu chcesz zostawić mnie zupełnie samą. Bez niczego , tak jak ostatnio.- Powiedziała przesłodzonym głosem wykrzywiając wargi w nieszczerym uśmiechu.- Myślisz ,że znowu na to pozwolę ?-Zapytała ze śmiechem. Rozglądałam się za jakimś ostrym narzędziem starając się aby Emylly tego nie zauważyła. -Jesteś żałosna…-Wysyczała patrząc na mnie lekceważąco.
-Już nigdy nie pozwolę ci odejść…nigdy się ode mnie nie uwolnisz !- Krzyknęła patrząc z zadowoleniem na moją przerażoną minę. Nagle w jej ręku zalśnił nóż…Przełknęłam głośno ślinę.
-Jeżeli ty go dziś nie zabijesz…to ja to zrobię.- Powiedziała wyciągając delikatnie dłoń w moją stronę.
-Nigdy tego nie zrobię…Możesz mnie torturować i się nade mną znęcać ale ja nigdy nie dam ci tego czego pragniesz…Nigdy.-Wysyczałam patrząc na nią groźnie. Uśmiechnęła się delikatnie tak jakby zapomniała ,że przed chwilą kazała mi zabić ukochanego.
-W takim razie ja to zrobię.- Powiedziała wpychając mi nóż w nogę i popychając z całej siły. Upadłam na podłogę kawałek dalej. Ze łzami w oczach obserwowałam jak powoli podchodzi do łóżka i unosi sztylet wysoko do góry. W ciszy patrzyłam na jej kpiący uśmiech gdy odbierała mi najważniejszą rzecz w życiu. Nie miałam szans aby tam dojść i zapobiec zdarzeniu…czułam ,że tracę coraz więcej krwi , jej ręce powoli opadały a łzy zamazywały mi cały obraz... W ostatniej chwili usłyszałam ciche szczeknięcie i okropny odgłos wbijania noża w ciało.
Zalałam się łzami…Padłam zupełnie na podłogę roztrzęsiona. Zebrałam w sobie całą siłę i krzyknęłam :
-Jak mogłaś !!!!-Miałam wrażenie ,że zdarłam sobie gardło…ale teraz to już się nie liczyło. Już nic nie miało sensu…wszystko było bezcelowe.
-Eli ?!- Usłyszałam zaspany męski głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam zmartwioną twarz Arona. Szybko do mnie podbiegł i zaczął oglądać.
-Co tu się kurwa stało ?!- Wrzasnął widząc wokoło mnie pełno krwi i nóż. Patrzyłam na niego niedowierzając.
-Jeśli ty jesteś tu…to co w takim razie zabiła…Żyjesz !-Krzyknęłam rzucając mu się w ramiona zupełnie ignorując przeszywający ból w okolicach uda. Po chwili jednak szybko wydostałam się z jego objęć i podeszłam kulejąc do małego zakrwawionego ciałka przy łóżku.
-Lucki…- Szepnęłam oglądając zmasakrowane ciało szczeniaka. Po chwili obok mnie stanął Aron. Podniosłam się i spojrzałam w jego przestraszone zielone oczy.- To nie ja…To Emylly… Kochanie musisz mi uwierzyć.-Błagałam płacząc. Zerknął na mnie a potem na podłogę.- Aron…-Jęknęłam coraz bardziej zalewając się łzami.
-…erze…- Usłyszałam cichy szept. Po chwili zdecydowanie podniósł głowę do góry i powtórzył.- Wierzę. Wynośmy się stąd !- Krzyknął ciągnąc mnie za rękę w kierunku drzwi.
-Nie Aron…Ja tego nie mogę tak zostawić. Trzeba to zakończyć raz na zawsze.- Powiedziałam zdecydowanie.
-Co chcesz zrobić ?- Zapytał ściągając z siebie swoją koszulkę.
-Jest ktoś kto może nam pomóc to zakończyć. Muszę zadzwonić po Sama.- Powiedziałam szybko rozglądając się w poszukiwaniu telefonu. Nagle poczułam dotyk na udzie , przestraszona spuściłam wzrok. Aron miał w ręce kawałek materiału i obwiązywał nim moje udo chcąc zatamować krwawienie.
-To powinno pomóc ale gdy przyjedzie tutaj ten facet od razu jedziemy do szpitala !- Krzyknął do mnie. Podbiegłam do szafki po telefon i szybko wybrałam numer. Sam odebrał po dwóch sygnałach.
-Jeszcze nie wszystko stracone… Przyjedź i skończmy to !- Powiedziałam głośno.
-Zaraz będę , wynieście wasze rzeczy.-Odparł i się rozłączył.
-Zanieśmy walizki do samochodu.- Aron szybko mi przytaknął.
-Ty spakuj ostatnie rzeczy a ja będę już nosił walizki.
            Minęło dopiero kilka minut a ja miałam wrażenie ,że pakowanie ciągnęło się godzinami. Ciągle nerwowo spoglądałam na zegarek i okno wychodzące na ulicę. Po jakimś czasie usłyszałam ,że ktoś przyjechał. Szybko zapięłam ostatnią walizkę i wybiegłam z nią z domu. Podczas wszystkich czynności zupełnie ignorowałam przeszywający ból w okolicach uda.
-Wyjmijmy je.-Powiedział Sam patrząc na mnie. Szybko mu przytaknęłam. Aron widząc butelki z benzyną szybko warknął.
-Chcecie spalić dom ?!
-Nie ma innego sposobu… masz szczęście ,że żyjesz.- Odpowiedział mu krótko Sam. Aron patrzył na nas jak na wariatów gdy drzwiczki od bagażnika się zamknęły a przed nami stało około pięciu butelek z benzyną i dwa sporej wielkości kanistry.
-Kochanie…- Powiedziałam dotykając jego policzka.- Zaufaj mi…- Brunet patrzył raz na mnie , raz na kanistry i tak w kółko.
-Człowieku albo nam pomagasz albo stoisz obok i patrzysz na wszystko !-Krzyknął wściekły Sam. Brunet w końcu kiwnął głową na znak zgody. Chłopacy wzięli kanistry i zaczęli oblewać dom z zewnątrz. Mi przypadło wylanie z butelek benzyny w środku. Wbiegłam do domu i zaczęłam opróżniać butelki w innych miejscach. Postanowiłam najmocniej oblać schody , ponieważ były z drewna. Gdy już wyrzuciłam ostanie opakowanie zaczęłam krzyczeć chłopakom ,żeby odeszli od domu. Zapaliłam zapałkę i rzuciłam ją na pierwszy stopień schodów. Byłam już w salonie gdy nagle poczułam ,że coś łapie mnie za kostkę. Upadłam na podłogę całym ciałem.
-Powiedziałam ,że tak łatwo ci nie odpuszczę… Chcesz abym umarła a więc ty też musisz zginąć !- Krzyknęła Emylly puszczając moją kostkę. Było okropnie gorąco i zupełnie nic nie widziałam. W domu były masy dymu.
-Zostaw mnie ! Nie jestem tą Elizabeth za jaką mnie masz !- Krzyczałam próbując się uwolnić. Zaczęłam się krztusić. Dymu było coraz więcej… po chwili widziałam już tylko ciemność… 



_______
Od Jemi : Przepraszam was za tak długa nieobecność... Była ona spowodowana brakiem weny i masą nauki....Ostatnia klasa to nie przelewki... W każdym razie jestem miło zaskoczona ,że ktoś pamiętał o blogu i dopytuje się o to kiedy będzie nowy rozdział ! :) To , to mnie zmotywowało do pisania :) Oddaje w wasze ręce ten niewielki kawałek tekstu powyżej :) Co myślicie ? :D